– Trudno wyobrazić mi sobie kogoś, kto korzysta z samochodu i nie słyszał o tragedii na A1. A jednak... – tak zaczyna się facebookowy wpis pod filmem, na którym widać pędzącą drogą skodę.
Nagranie zostało wykonane w poniedziałek 2 października na tej samej autostradzie – A1. To czas, w którym cała Polska żyła tragicznym wypadkiem w okolicy Piotrkowa Trybunalskiego, w którym spłonęła 3-osobowa rodzina.
Wypadek na A1
4 października w Dubaju został zatrzymany Sebastian M. Według prokuratury jest on sprawcą wypadku, do którego doszło w połowie września. Zginęły w nim trzy osoby. To rodzice i 5-letnie dziecko. Zginęli w płonącym samochodzie, który uderzył w energochłonne bariery.
Prokuratura zarzuca M., że: „Prowadził wskazany pojazd z nadmierną prędkością wynoszącą nie mniej niż 253 km/h w miejscu, gdzie obowiązywała dozwolona prędkość 120 km/h, przez co nie dostosował prędkości kierowanego przez siebie pojazdu do panujących warunków ruchu oraz nie zachował odpowiedniej, bezpiecznej odległości od poruszającego się przed nim w tym samym kierunku samochodu osobowego marki Kia Proceed, w wyniku czego uderzył w tył wskazanego pojazdu marki Kia Proceed”.
Istnieje prawdopodobieństwo, że BMW Sebastiana M. wyprzedzało inne auta z każdej ze stron. Zmieniało pas raz za razem.
To samo widać teraz na filmie, na którym pędzi kierowca skody.
Kierowca prawie rozjechał auto
– Kierujący skodą, rozpędzony według mnie do około 160-190 km/h, prawie rozjeżdża auto na pasie lewym, pomimo że samochód daje znać, że zmienia pas... – czytamy w opisie filmu.
I dalej: – W momencie wyprzedzania z prawej strony dochodzi prawie do kontaktu jeszcze z ciężarówką na prawym pasie (ostre hamowanie skody i zarzucenie autem). Tym razem nikomu nic się nie stało... ale wtedy na A1 mogło wyglądać to dokładnie tak samo.
2,5 tys. zł to za łagodna kara
Łukasz Zboralski, redaktor naczelny branżowego portalu brd24.pl, mówi, że wypadek na A1 powinien nas czegoś nauczyć. Także tego, jak podchodzić do łamiących przepisy drogowe.
Ocenia on, że 2,5 tys. zł kary za przekroczenie prędkości to za łagodna metoda. Skrajne przekraczanie prędkości powinno być kwalifikowane jako przestępstwo. A za to grozi już więzienie.
– W Polsce przez 30 lat nam mówiono, że nie działa wysokość kary, a jej nieuchronność. Otóż okazało się to bzdurą. Po 2022 roku nagle o 1/3 obcięliśmy liczbę drogowych śmierci, o 1/3 spadła liczba przekroczeń prędkości na fotoradarach. Ludzie są zwykle racjonalni: gdy grozi im coś poważnego, kalkulują, czy to zrobić – ocenia w TOK FM.
Kolejnym błędem jest możliwość zmniejszenia (na kursie) liczby punktów karnych. Przypomnijmy, że takie zajęcia wróciły po roku przerwy ze względu na naciski firm transportowych. Obawiały się, że ich kierowcom zostaną zabrane prawa jazdy.
Zarzut zabójstwa drogowego
Zdaniem Zboralskiego, powinniśmy podglądać metody z Niemiec, Włoch czy Wielkiej Brytanii i karać kierowców zachodnimi metodami.
– Jeden z mechanizmów jest taki, że jeżeli doprowadzi się do wypadku, a jechało się 50 km/h więcej, niż wynosi dopuszczalna prędkość, to z automatu dostaje się zarzut zabójstwa drogowego i wyższą karę. Jest też bardziej miękka regulacja – jeżeli w skrajny sposób złamało się przepisy i doprowadziło do wypadku, też można zostać skazanym za zabójstwo drogowe. Ludzie oczekują za coś takiego innej kary niż maksymalnie 8 lat więzienia. Kara musi dawać społeczeństwu poczucie, że ktoś został adekwatnie ukarany za swój czyn – podkreśla.
Napisz komentarz
Komentarze